Motor tradycyjnie męczył się z rywalem, ale najważniejsze na tym etapie sezonu są punkty. A drużyna Marka Saganowskiego pokonała KKS Kalisz 1:0. Jak spotkanie oceniają trenerzy obu ekip?
Bogdan Zając (KKS Kalisz)
– Gratulacje dla rywali, o jedną bramkę byli jednak lepsi, ale mocno się postawiliśmy i zagraliśmy dobre spotkanie. Wiele razy było groźnie pod bramką Motoru, jak i pod naszą. Zabrakło jednak tej przysłowiowej kropki nad i, która dałaby nam chociaż jeden punkt. Chyba najbardziej szkoda tej sytuacji z początku drugiej połowy, kiedy Mateusz Majewski strzelał z głowy. Gdyby lepiej pocelował, to cieszylibyśmy się z gola. Taka jest jednak piłka, nie każdą sytuację uda się wykorzystać, tak jak byśmy chcieli. Jest jednak niedosyt, bo przyjechaliśmy do Lublina powalczyć o punkty. Strata bramki? To trochę kuriozum, jeżeli ktoś popełni jeden błąd, to nie może być tak, że wszystko się rozleciało, jak klocki domino. Jeden błąd nie może spowodować straty bramki. Na pewno z tego powodu jest wielki niedosyt, bo organizacją nadrabialiśmy w wielu fragmentach i potrafiliśmy się fajnie wybronić, a tutaj w jednej akcji popełniliśmy szereg błędów.
Marek Saganowski (Motor Lublin)
– Przede wszystkim gratulacje dla chłopaków za determinację i walkę. Po przegranej w Chojnicach wracamy na dobre tory. Wiedzieliśmy, że to będzie ciężki mecz i że KKS jest dobrze zorganizowany. Na konferencji przed meczem mówiłem, że nie możemy dać im zbyt wiele swobody i że piłka im nie przeszkadza. Dobra jakość niektórych zawodników spowodowała, że po 25 minutach, gdzie dobrze weszliśmy w spotkanie zaczął się robić lekki chaos. Znowu udowodniliśmy, że nie przypadkowo mamy najlepszą defensywę w lidze i udało się uniknąć straty gola. Dalej mamy problem z sytuacjami, bo w pierwszych 20 minut Michał Fidziukiewicz miał dwie okazje i przede wszystkim ta pierwsza powinna być zamieniona na bramkę. Ta nerwowość później była w zespole większa, dlatego ciągle musimy nad tym pracować. Defensywa? Pewnie chodzi o sytuacje z Bartkiem Zbiciakiem, który dał dwa razy przysłowiowe „zapalniki”. To jednak młody zawodnik i musimy się tego spodziewać, że nie zawsze będzie grał na najwyższym poziomie. W drugiej połowie wyglądało to już jednak nieźle. Potem na boisko wszedł Giel, który sporo krwi nam napsuł, razem z Majewskim, ale chłopaki zdali egzamin. Zagrali na zero, więc swoje zadanie wypełnili. Nasza siła to ławka i tych ponad 20 zawodników. Widać, że mamy kolektyw i ci co wchodzą naprawdę nie są obrażeni, tylko chcą zrobić różnicę. W tym meczu też zmiennicy dali impuls drużynie.